poniedziałek, 23 września 2013

Łóżko w nowej odsłonie




Wczorajsza sobota była dla mnie pracowitym dniem. Poranne słońce nastawiło mnie pozytywnie i dało energii.
Postanowiłam zabrać się za przywrócenie świetności i użyteczności łóżku, które służyło naszym przodkom jeszcze w XIX wieku.
Łóżko trafiło do naszego domu kilka miesięcy temu, ze strychu mojej teściowej. Od razu przypadło do gustu córce. Ustaliliśmy, że trafi do jej pokoju.
Na pierwszy rzut oka wydawało się, że przy jego odnowie nie będzie dużo pracy. Jednak okazało się, że w tamtych czasach ludzie statystycznie byli kilkanaście centymetrów mniejsi (niżsi, jak kto woli) od ludzi żyjących obecnie. Robili więc krótsze łóżka. Nasze w oryginale miało zaledwie 176 cm długości. Niby ok, dla osoby o wzroście 167 cm. Wyśpi się taki delikwent, ale pod jednym warunkiem, nie wyciągnie się wygodnie, podczas snu, ani po przebudzeniu.
Stanęliśmy przed dylematem odnowić i pozostawić oryginalną długość, czy w jakiś magiczny sposób je wydłużyć?
Po kilku dniach namysłu decyzja zapadła - wydłużyć, ale tak, by nie zniszczyć łóżka.

Postanowiliśmy przeciąć boczne deski na środku i do nich  na całości przykręcić  jedną deskę o żądanej długości, czyli 2 m. Deski zostały tak dobrane, aby i szerokość była identyczna, jak szerokość oryginalnych desek. Było ciężko, ale się udało.
Następnie poszczególne elementy łóżka  przeczyściłam papierem ściernym, miejsca ubytków drewna z racji lat uzupełniłam specjalną pastą do drewna (kiedyś podobnych past używano do naprawy okien drewnianych, taki popularny kit, tylko ulepszony). Ślady po kornikach potraktowałam specjalnym sprayem przeciw insektom, a następnie zalepiłam w/w opisaną pastą. Na drugi dzień wyrównałam wszystkie nierówności papierem ściernym. I w sobotę zabrałam się do malowania. Jak wyszło ocenicie sami?

Trochę czasu zajęła nam odnowa oryginalnego wkładu do łóżka, który jest sprężynowy. Był bardzo zardzewiały i brakowało mu kilku łańcuszków. Tutaj wykazał się mój M, przetarł sprężyny odrdzewiaczem, następnie pomalował wszystko taką specjalną farbą zwaną pospolicie srebrzanką (nazwa pospolita chyba pochodzi od jej koloru). Natomiast ubytki "załataliśmy" łańcuszkiem, znalezionym w naszej szopce gospodarczej.

Konstrukcję wkładu, w ramach odnowy i zabezpieczenia przed dalszym niszczeniem potraktowałam lakierem bezbarwnym.
Ale, ale tyle pisania, zobaczcie efekt i piszcie, czy rekonwalescencja denata się udała.

Całuski :)











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że ze mną jesteście,
Aga