Opowiem Wam dzisiaj Opowieść Wigilijną według mojej rodzinki...
Wszystko zaczęło się od choinki...
W moim domu zawsze były żywe choinki - świerk srebrny, jodła kaukaska. Osiem lat temu trafiłam na hodowcę drzewek, który pokazał mi to magiczne drzewko. Od tamtego czasu zawsze gościło w naszym domu, ale niestety w tym roku sprzedał ziemię pod autostradę i musiałam szukać gdzie indziej. Powiecie: choinki w tym okresie są na każdym kroku, zgadzam się, jednak takiej odmiany, jaką ja uważam za najpiękniejszą nie sprzedają w marketach i punktach sprzedaży choinek.
Moje ukochane, prawdziwie świąteczne drzewko, to JODŁA KALIFORNIJSKA.
Święta, to stół wigilijny!
W tym roku postawiłyśmy na ozdobne gwiazdki wylane z gipsu akrylowego Jesmonite. Moja córa Niki i synek Olinek przez kilka dni wylewali gwiazdki. Są piękne, zresztą sami zobaczcie.
I serwetki, które sama zrobiłam.
Święta, to prezenty pod choinką, dla tych naszych najmłodszych milusińskich (Olinek cały dzień czekał i bardzo nas pilnował), ale kolejny raz Mikołaj go przechytrzył...
To dom pełen świątecznych dekoracji w każdym pomieszczeniu.
W naszym małym saloniku, oczywiście nie mogło zabraknąć manekina. W tym roku złotego zastąpił srebrny, bo taka tonacja zagościła.
W naszym małym saloniku, oczywiście nie mogło zabraknąć manekina. W tym roku złotego zastąpił srebrny, bo taka tonacja zagościła.
Kochani, wszystko to jest piękne i cieszy, dodaje magii, ale najważniejsze było wspólne spędzanie czasu ze sobą. Rozmowy, śmiechy i wzajemna uwaga.
Czy też tak uważacie?
Pięknie przedstawiłaś swoje Święta...i choinka i stół i prezenty wszystko jest cudowne, ale tak jak napisałaś, rodziny nie zastąpi nic...i niech tak będzie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam w wolnej chwili na nową odsłonę mojego bloga : https://blog.takpoprostuwnetrza.pl/
Znowu tyle czekać na następne święta :)
OdpowiedzUsuń